Kocha? Mnie?!
O miłości pisali chyba wszyscy; wielkie rozprawy, powieści, poematy, szkolne wypracowania czy teksty piosenek. Ponoć jest cierpliwa i nie szuka poklasku, a do tego jest na dobre i złe. Są też 'motyle w brzuchu', ogniste spojrzenia i magnes, który nie pozwala na oderwanie się od tej drugiej osoby. Miłość wymaga poświęceń i może być lekiem na całe zło. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale przecież mam tylko 19 lat 10 miesięcy i 13 dni.
Wierzysz w miłość? Chciałabyś kiedyś wyjść za mąż? A może wolisz wolne związki? Najlepiej 'friends with benefits'! Nie wiem, ile razy jeszcze usłyszę te pytania, ale jestem pewna, że za każdym razem odpowiedź będzie trochę inna. Czasem łatwiej nie wierzyć, że może nas spotkać prawdziwa miłość, która będzie "lekiem na całe zło". Łatwiej i przede wszystkim - bezpieczniej. Może to choroba mojego pokolenia?
W teledysku do jednej z piosenek, o których moja Babcia mówi "taka sama jak inne na tym kanale", padają dwa zdania, które są chyba ważniejsze niż cała ta piosenka. "Mówią, że szukanie miłości jest jak szukanie siebie. Kiedy znajdziesz siebie, znajdziesz miłość." I to właśnie te dwa zdania definiują chorobę mojego pokolenia. Boimy się bycia sobą. W społeczeństwie, w którym trzeba spełniać wszelkie normy bycia pięknym, wysportowanym i utalentowanym, ciężko znaleźć swoje miejsce, nie wspominając o odwadze na życie 'po swojemu'.
Choroba mojego pokolenia to także ogromne kompleksy i brak wiary w siebie. Może dlatego, kiedy kilka tygodni temu, gdy usłyszałam te dwa magiczne słowa, zastanawiałam się jak to możliwe. Kocha? Mnie?! Przecież ja nie jestem do kochania! Po pierwszym szoku, który objawiał się próbą ucieczki, zaczęłam myśleć, że może w końcu przestałam się bać bycia sobą, a skoro Ktoś pokochał mnie za to, jaka jestem, to wcale nie jestem taka zła?
Miłość jest trochę jak skok na główkę do jeziora; albo złamiemy sobie kręgosłup albo będziemy się rozkoszować chłodną wodą w upalny dzień. Możemy w nią wierzyć lub nie, ale w końcu nas też dopadnie. W najmniej oczekiwanym miejscu i momencie; kiedy po prostu chcemy odpocząć od wszystkich i wszystkiego. Miliony wątpliwości to norma. Czasem lepiej zaryzykować i zmienić swoje życie dla tej jednej osoby, bo przecież nigdy nie wiemy, co czeka nas jutro.
A przecież #lovewins. Niekoniecznie w tęczowej odsłonie, ale w białej sukni, w którą kiedyś nie wierzyliśmy. Ot, szczęście w nieszczęściu.
Choroba mojego pokolenia to także ogromne kompleksy i brak wiary w siebie. Może dlatego, kiedy kilka tygodni temu, gdy usłyszałam te dwa magiczne słowa, zastanawiałam się jak to możliwe. Kocha? Mnie?! Przecież ja nie jestem do kochania! Po pierwszym szoku, który objawiał się próbą ucieczki, zaczęłam myśleć, że może w końcu przestałam się bać bycia sobą, a skoro Ktoś pokochał mnie za to, jaka jestem, to wcale nie jestem taka zła?
Miłość jest trochę jak skok na główkę do jeziora; albo złamiemy sobie kręgosłup albo będziemy się rozkoszować chłodną wodą w upalny dzień. Możemy w nią wierzyć lub nie, ale w końcu nas też dopadnie. W najmniej oczekiwanym miejscu i momencie; kiedy po prostu chcemy odpocząć od wszystkich i wszystkiego. Miliony wątpliwości to norma. Czasem lepiej zaryzykować i zmienić swoje życie dla tej jednej osoby, bo przecież nigdy nie wiemy, co czeka nas jutro.
A przecież #lovewins. Niekoniecznie w tęczowej odsłonie, ale w białej sukni, w którą kiedyś nie wierzyliśmy. Ot, szczęście w nieszczęściu.