Jak pachnie morze?


Mówią, że stara miłość nie rdzewieje; jeżeli jest prawdziwa, nawet zerwana, kiedyś znajdzie sposób, żeby w ostatecznym rozrachunku połączyć odpowiednie połówki serc. Może dlatego świat jest pełen nieufnych ludzi, którzy boją się inwestycji w nowe związki, a rozpoczęcie życia zawodowego od zera traktują jako porażkę?






Nie byłam nad morzem 11 lat; do dziś pamiętam dzień, kiedy rodzice uroczyście oświadczyli, że zamiast do Darłowa, wybieramy się do Wetliny. Razem z Siostrą rozpoczęłyśmy strajk, co prawda tak jak obecne popularne strajki, i tamten nie zmienił nic w rodzinnych planach Bieszczady okazały się brakującą cząstką tożsamości, a i Bałtyk udało się zastąpić Soliną. Nie tęskniłam, bo góry które zawsze były ważne, stały się najważniejsze. Ostatnie cztery lata i ciągłe podróżowanie na linii Wisła-Zakopane-Szczyrk, dawały mi dużo adrenaliny i wolności, która w górach jest tak nieobliczalna.

Razem ze wszystkimi zmianami w moim życiu, przyszedł czas na pierwsze od czterech lat wakacje. Bo co to za wakacje, w czasie których poruszasz się tylko w wyznaczonych obszarach, a do domu wracasz jeszcze bardziej wykończony niż w dniu wyjazdu? W czasie mojej przygody ze skokami, byłam w Zakopanem setki razy, a na Gubałówce wylądowałam dopiero w październiku zeszłego roku, kiedy wyrwałam się na chwilę z Chorzowa.

Czasem czuję, że w kwietniu 2015 ktoś zakrzyknął, że rewolucję w moim życiu czas zacząć, ale poinformował mnie o tym trochę za późno. 

Zmiany są dobre, mogą być bardzo dobre. Nagle może się okazać, że zapach słonej wody połączonej z sosną to zapach dzieciństwa, ważniejszy niż woń lilii w kostnicy. Organizm na nadmiar jodu reaguje dokładnie tak samo jak kilkanaście lat temu, a uśmiech na twarzy jest tak samo szeroki, jak ten małej dziewczynki, która po 10 miesiącach przerwy znów zobaczyła wejście na plażę i biegła ile sił, żeby „łapać” fale.

Czasem trzeba zamknąć pewne drzwi i zacząć coś zupełnie nowego, „brand new me”; na początku boli, a serce rozpada się na miliony małych kawałków. Nie ma się co oszukiwać, dopiero przy tak ogromnych zmianach następuje przesiew przyjaciół i znajomych. Nowe nie znaczy złe, ale dopóki nie przekonamy sami siebie, że nic nie musimy, ale możemy - rozpoczęcie nowego rozdziału nie ma sensu.

Morze pachnie zmianami, ogromem możliwości i poczuciem, że ciągle tkwi we mnie kilkuletnia marzycielka, która wie, że może wszystko, ale nie musi niczego. Może to klucz do sukcesu?

Popularne posty