Danie dnia i życiowe wybory
Ponoć każdy z nas ma własną wolę.
Możemy dokonywać wyborów, niejednokrotnie pozornie
błahych. Szpilki czy trapery? Morze czy góry? Kawa czy herbata?
Jednak kiedy wyjątkowo pijąc kawę, wybierzemy szpilki na wyjazd w
góry, może spaść na nas lawina. Zawsze jednak może uratować nas
przystojny ratownik GOPR...
"W taki dzień jak ten, Marco Polo wyruszył do Chin. Jakie są Twoje plany na dziś?" - pyta uprzejmie jeden z napisów na warszawskich murach. Marnować czas potrafimy jak żadne inne pokolenie. Na portalach społecznościowych próbujemy stworzyć idealną wersję siebie, która nie musi decydować, czy zjeść ciastko czy je mieć. Nie wiem, czy to wpływ seriali, które idealizują życie przeciętnych nastolatków czy dwudziestolatków. "Nieważne, co wybierzesz. Ważne, żeby lans się zgadzał."
Kilka tygodni temu przepłakałam całą noc z siedemnastolatkiem, który stanął przed wyborem, o jakim my, polska młodzież, nie mamy przecież prawa myśleć. Rozpocząć studia, wyjechać z Ukrainy czy zostać i bronić Ojczyzny na wojnie, która nie ma sensu? W czasie, gdy Ty zastanawiasz się nad wyborem kolejnej pary New Balansów, Twój ukraiński rówieśnik musi podjąć jedną decyzję, która zmieni cały jego świat. A na Ukrainie nie ma miejsca na ciastko, które może zostać zjedzone, a jednocześnie pozostawione.
Bezpieczne opcje zawsze kuszą nas bardziej, niż wybór nieznanego. Ponoć ryzyko się opłaca, bo przecież potem można pić szampana. Nie należę do osób, które zawsze wybierają drzwi, za którymi jawi się niezagrożona przyszłość. Lubię szampana i w jakiś pokręcony sposób uwielbiam ryzyko, nienawidząc żyć w ciągłej stagnacji. Monotonia przeraża mnie bardziej niż ciągłe igranie z losem. Może dlatego nie rozumiem, gdy ktoś woli trzymać się pewnego życia?
Nadmiar możliwości powoduje, że ostatecznie nie wybieramy nic. Constans. To przekleństwo naszych czasów, które zaczyna się już na poziomie przedszkola, w którym jest przecież tyle zabawek. Potem jest już tylko gorzej. Przeglądając menu w restauracji mamy przed sobą tak ogromną ofertę, że zaczynamy się gubić w przystawkach, daniach głównych, nie wspominając o deserze. A przecież to ciastko! Można je i mieć i zjeść! Oczywiście, ktoś może nam doradzić. Pewnie miła pani kelnerka lub przystojny pan kelner coś zarekomendują, ale ostatecznie i tak wybierzemy 'danie dnia'. Bo tak łatwiej, bo jest w atrakcyjnej cenie, bo po co się starać.
Ponoć żaden wybór nie jest zły. Cokolwiek wybierzemy, doprowadzi nas w końcu do miejsca, w którym mamy się znaleźć. Każda droga czegoś nas uczy, coś uświadamia. Kiedy musiałam wybrać, czym tak naprawdę chcę się zajmować, nie przypuszczałam, że po czterech latach, będę w miejscu, o którym marzyłam od dzieciństwa. Oczywiście, że tęsknię za sceną, za światłami, za muzyką na żywo, za trzymaniem mikrofonu i śpiewaniem tak, jakby zaraz miał się skończyć świat. Czy żałuję? Tej decyzji akurat nie, choć była jedną z najcięższych w moim prawie dwudziestoletnim życiu. I choć ciągle się odgrażam, że przede mną jeszcze wielka kariera muzyczna wiem, że to był dobry wybór.
Uczucie rozdarcia to jedno z najbardziej ludzkich odruchów. Żaden wybór nie jest prosty, ale im prędzej go podejmujemy, tym prędzej nasze życie wchodzi na zupełnie nowy tor, który niejednokrotnie zaskakuje bardziej, niż się tego spodziewamy.
Jak dobrze wybrać? Zadaj sobie jedno pytanie: gdzie widzisz siebie za 10 lat? Jeżeli wiesz, gdzie znajduje się to miejsce, po chwili zastanowienia znajdziesz drogę, która do tego miejsca prowadzi.