"Normalnie wystarczy" czyli bajka o perfekcyjnym życiu z Instagrama

„Zawsze kiedy wrzucasz posta z opisem 'czyste szczęście', nie wiem czy wszystko jest świetnie czy jesteś w rozsypce.” - zaczęłam się śmiać. Nerwowo, szybko, zupełnie niemiarowo. Znamy się tylko kilka miesięcy, ale znamy się lepiej niż Adrian z Agatą. Ondrej nie zamierzał kończyć wykładu. „Przestań w końcu być motywacją dla całego świata i udawać, że wszystko jest świetnie. Napisz jak jest naprawdę.”






Kiedy wróciłam do Chorzowa, byłam totalnym wrakiem. A wraki, jak wiadomo wszem i wobec, zatopione są w przeszłości. Z dna szafy, w której zostały same zimowe rzeczy, wyciągnęłam pudełko. Na akredytacjach, plastronach, listach, liścikach o truskawkowych czekoladkach i magazynach leży biała płachta oblepiona taśmą z Fischera. „Normalnie wystarczy”. Plakat z szatni kadry Kruczka jest świętym graalem; skarbem, który przywołuje wszystkie możliwe uczucia w niezliczonych konfiguracjach. Tym razem w moich oczach pojawiły się łzy, a w głowie wściekłość i rozczarowanie. Miałam wszystko, a teraz znów zaczynam od zera. Od wyrwania się z piekła depresji i złamanego serca.

Zawsze miałam trzy marzenia – śpiewać, pisać i pracować w modzie. Realizacja marzenia o pisaniu przerosła moje najśmielsze oczekiwania, jestem najlepsza w dawaniu koncertów sąsiadom, kiedy nikogo nie ma w domu. Praca w modzie wydawała mi się tak nierealna, jak kiedyś bycie z jakimkolwiek skoczkiem na „ty”. Tak jak w przypadku skoków, tak i w przypadku mody, o spełnieniu snów zdecydowała złota zasada „miej wyjebane, a będzie ci dane”. Wysłałam CV, machina ruszyła. Najpiękniejszy sen i najgorszy koszmar. Przeprowadzając się do Bielska obiecałam sobie, że to kolejny etap mojej kariery, którą przerwałam przez chorobę. Ci którzy mnie znają wiedzą, że moja ambicja i perfekcjonizm nie pozwalał na pół środki. Szczególnie, gdy rozpoczynam pracę w jednej z największych marek odzieżowych w Polsce.





W „najszczęśliwszej marce na świecie” nauczyłam się wszystkiego. Od tworzenia społeczności, przez globalne myślenie, aż po uwierzenie w zasadę, że chcieć to móc. Trzeba tylko ciężko pracować, dać się ponieść fantazji i nie ufać ludziom. W to ostatnie nie chciałam wierzyć do samego końca. Zaczęłam kilka miesięcy później. Bo po okresie próbnym nie dostałam przedłużenia umowy. Wynajęłam mieszkanie, poczułam się w Bielsku jak w domu. Ale wcale nie ten dom sprawił, że podjęłam najgorszą decyzję tego roku. To poczucie wstydu i duma, które nie pozwalały mi wrócić do Chorzowa już wtedy i powiedzieć – okej, nie udało mi się.




Zostałam w Bielsku, zgodziłam się na pierwszą lepszą pracę na pierwszych lepszych warunkach. I wtedy powróciła moja cudowna choroba. W pracy jechałam na środkach przeciwbólowych, które zaburzały moją świadomość; wieczorami chodziłam spać o 21, zaraz po powrocie z biura. Zdarzały się omdlenia przy biurku, ale bardziej niż na sobie, zależało mi na pracy. I na tym, żeby udowodnić, że dam sobie radę . Sama. O to „sama” rozbił się potem mój związek, który miał być tym do końca dni. Wrak zaczynał się topić, a perfekcyjne życie na Instagramie było bajką, o której nawet nie śniłam.


O tym, jak jest źle wiedziała jedna osoba. I nie był to mój facet, ani najlepsza przyjaciółka. Kiedy pojechałam na Ukrainę i starałam się cieszyć każdą chwilą, której nie spędzałam w szpitalu lub w łóżku z bólem zamiast przystojniaka, najgorszy koszmar nabierał rozpędu. Może jestem jedną z niewielu osób, które rozumieją, że Instagram i social media to tylko pobożne życzenia perfekcyjnego życia. Zrezygnowałam z pracy, w której i tak kończył mi się okres próbny, a atmosfera mordowała nawet gołębie. Wróciłam do Bielska na dwa dni – spakować się i przyznać przed samą sobą, że pora wracać. Wracać i zacząć od nowa.




To właśnie przyznanie się przed samym sobą do błędu, do braku perfekcji i porażki jest największym sukcesem. Kilka dni temu przeczytałam cudowny artykuł o dziewczynie, która ze względu na zdrowie psychiczne zrezygnowała z dobrze zapowiadającej się kariery i wróciła do rodzinnego domu. Czasem trzeba cofnąć się o kilka kroków do tyłu, żeby wystrzelić jak strzała z łuku. A przy okazji przypomnieć sobie, że normalnie wystarczy. Normalnie i spokojnie. Nawet kiedy ma się 22 lata,  ogromne ambicje i głowę pełną pomysłów.   

Komentarze

Popularne posty