Historia pewnego obiadu

Miałam kilka lat i wszystko, czego chciałam, to cały świat. Śpiewałam piosenki Abby w swoim własnym języku, chociaż to właśnie wtedy nauczyłam się pierwszych słów po angielsku – money, honey, sunny. To pierwszy przejaw miłości, która eksplodowała kilkanaście lat później. A znajomość piosenek Abby się przydała, uwierzcie!








Ponoć najlepsze historie zaczynają się mało przemyślanymi decyzjami. Moja nie była przemyślana w żadnym aspekcie. Pewnego listopadowego wieczora, po prostu wysłałam aplikację na wolontariat w czasie Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym, które w 2015 roku odbywały się właśnie w szwedzkim Falun. Nie miałam pojęcia, jak tam dotrę, gdzie będę spać, ani czy się dostanę. Po prostu musiałam tam być. Aha, poleciałam też rok przed Mistrzostwami. Ot tak, żeby zdobyć doświadczenie.

Nie wiem, gdzie w momencie kliknięcia 'spara' był mój mózg, ale na pewno nie na swoim miejscu, a już na pewno nie było w nim jeszcze nadprogramowej ilości, która mogłaby to przemyśleć. Może to i lepiej? Przeżyłam przygodę życia, powyżej wszelkich oczekiwań. I znalazłam swoje miejsce.

Szwecja to kraj, w którym miłość do muzyki jest silniejsza niż cokolwiek innego. Kiedy pierwszy raz wylądowałam na lotnisku w Sztokholmie, przywitał mnie ogromny billboard, przypominający o zbliżającym się Melodiefestivalen. Rok później doświadczyłam tego szaleństwa na własnej skórze. Mistrzostwa nie miały znaczenia, bo szwedzkie preselekcje do Eurowizji wchodziły na kolejny poziom. Dla nich, ten konkurs naprawdę ma znaczenie, co dobitnie udowodnił w tym roku Mans Zelmerlow. Został tytułowym bohaterem w swoim kraju. Z resztą, kto nie zna piosenek Avicii, Swedish House Mafia,Ikona Pop, Tove Lo czy chociażby Abby? Szwedzki rynek muzyczny jest potęgą, którą kocha cały świat.

Przez trzy tygodnie, które spędziłam w tym roku w Szwecji, nauczyłam się jednego – lepiej kupować ciuchy, niż jedzenie. Bez jedzenia człowiek może przetrwać trzy tygodnie, za to bez dobrze wyglądającego cichu – ani jednego dnia! Tak byłoby taniej, bo żywność w całej Skandynawi jest horrendalnie droga. Przykład? Luty to okres wyprzedaży, więc w H&M (a jakże!), upolowałam sweterek za 15 koron, chleb kosztował 30. Nie warto jednak przeliczać, bo wynagrodzenia Szwedów są marzeniem każdego Polaka.

Szwedzki styl to z resztą coś, czym warto się inspirować. Nich pierwszy rzuci kamień ten, kto choć raz nie westchnął tęsknie do bajkowych, białych pomieszczeń, które ociepla delikatne, pomarańczowe światło małych lampek, które przecież powinny być używane tylko w czasie świątecznego szaleństwa.
Wracając do ciuchów – w czasie pierwszej godziny w Sztokholmie nauczyłam się odróżniać ludzi, którzy przesiąknęli skandynawskim stylem od turystów. Tylko Szwedki potrafią ubrać rurki, czarną bluzę, ogromny naszyjnik i nie wyglądać groteskowo.

Tegorocznym wyjazdem do Falun zaryzykowałam wszystko. Może gdybym nie pojechała, dzisiaj byłabym już zdrowa. Czy żałuję? Zdecydowanie nie! Wieczorne karaoke u Changa, poranki z fioletowym niebem, Mistrz Wszechświata, niesienie polskiej flagi, muzeum Abby, tłumaczenie zasad skoków w biurze i próba zrozumienia fenomenu biegów, które tak bardzo kochają Szwedzi... Nawet spanie na podłodze nie było takie straszne, kiedy w okół siebie miałam ludzi, dodających mi pewności siebie.

Kilka dni temu miałam ochotę siąść i płakać; z bezsilności, z braku wiary w to, że będzie lepiej. Motywacja i pozytywna energia zniknęły i wydawało mi się, że już nie powrócą. Wystarczyło ugotować szwedzki obiad w wersji wege, żeby przypomnieć sobie o planach, jakie miałam przed całym cyrkiem, zwanym chorobą.


Jedni mają american dream, inni gonią za lepszym życiem do Europy, a ja mam swój szwedzki plan. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, ale kiedy przypominam sobie Agnieszkę, która potrafiła prześpiewać całą noc ze swoimi przyjaciółkami, żeby potem spędzać całe dnie na skoczni, uśmiechając się i podejmując kolejne wyzwania, wiem, że znów mogę być tamtą osobą i robić to, co kocham. Wystarczy tylko kilka miesięcy męczenia się z lekarzami, lekami i innymi medycznymi bzdetami. Siedząc w swoim białym pokoju, wypełnionym meblami z Ikei, pijąc herbatę kupioną w ICA i pożerając zabronioną Marabou jestem pewna, że nie na się czego bać, w końcu "don't you worry child, Heaven's got the plan for you"!  










Popularne posty