List do Taty Stefa


Papo,

Ponoć są w życiu rzeczy, które nigdy się nie zmieniają. W moim jak na razie nie zmieniło się tylko to, że nienawidzę mięsa. Choćbym chciała i próbowała, zawsze kończy się zatruciem. Tak samo jak przyzwyczajenie się do tego, że Ciebie już nie ma, przynajmniej nie tutaj, nie obok. 



 


Może zapomniałabym o tym, że dziś Dzień Ojca, ale dzień, w którym Ktoś Tam postanowił, że już Cię nie będzie, wcale nie pomaga. Dziś rano minęło dokładnie 35 miesięcy.

Powinnam piec nasz ulubiony tort Oreo i przynieść Ci na „Wyspę” tradycyjne słoneczniki, które jakimś cudem musiałyby się zmieścić na biurku pełnym artystycznego nieładu. Nigdy nie składałam Ci życzeń z samego rana, bo zawsze myślałam, że jest jeszcze na to tyle czasu, a Ty wiesz, że Cię kocham. Dziś pobiegłam na cmentarz z samego rana, po drodze kupując Oreo i dwa słoneczniki. Facet w sklepie musiał się nieźle zdziwić, kiedy sięgając po paczkę tego amerykańskiego dobrodziejstwa zaczęłam płakać.

Od półtora roku unikam cmentarza jak diabeł święconej wody i wcale nie dlatego, że mój związek z Panem Bogiem określiłabym jako „to skomplikowane”. Od kiedy rozpoczęłam tournée po lekarzach, czuję jakby to właśnie tam było Cię najmniej. Przecież są momenty, kiedy czuję jakbyś był zaraz obok mnie, kiedy mi się śnisz, kiedy jest tak strasznie źle i nie mam siły. Najbardziej wiem, że czuwasz, kiedy do pracy dostaję kanapki z ketchupem i majonezem albo idąc do pracy numer dwa, mijam uśmiechnięte dzieciaki, które trochę już wyrosły, a ciągle Cię wspominają. Nie zostawisz mnie tak do końca, prawda? Przecież jesteś moim Tatą, a Superbohatrowie nigdy nie umierają.

Najgorsze są momenty, kiedy jestem najbardziej szczęśliwa. Chciałabym rzucić Ci się na szyję i usłyszeć to Twoje „gratulacje! To teraz przed tobą ogromna kariera!” i tak zawsze, niezależnie od tego czy był to pierwszy wyjazd na konferencję prasową czy wygrany konkurs fotograficzny. Zawsze mówiłeś, że czeka mnie coś więcej. I to „coś więcej” jest teraz, a Ciebie nie ma. Ostatnio nawet odruchowo wybrałam Twój numer telefonu, chciałam Ci powiedzieć, że znów coś się udało. Kiedy Mama odebrała telefon, mój perfekcyjny makijaż spotkała perfekcyjna destrukcja.

Chciałabym Ci pokazać tyle rzeczy, zabrać na wycieczkę po cudownych Katowicach, może jeszcze raz na skoki, tak jak w tamte ostatnie Boże Narodzenie. Zorganizowałabym oficjalny zapoznawczy obiad i z wielkim zaniepokojeniem czekała na to ostateczne „fajny ten twój chłopak”. Dwa lata temu napisałam, że przede mną jeszcze tyle pierwszych razów bez Ciebie. Ciągle jest ich zbyt wiele. Ktoś kilka miesięcy po Twoim odejściu powiedział mi, że wolałby, żeby jego ojciec umarł niż rozwiódł się z matką. Nie słyszałam większej bzdury. Gdybyś rozwiódł się z Mamą, ciągle byłbyś obok. A tak, nie ma Cię w ogóle.

Śmieszą mnie ludzie, którzy uważają, że nie byłbyś ze mnie dumny, a wręcz wstydziłbyś się mnie. Myślę sobie, że jesteś cholernie dumny i śmiejesz się pod nosem, że nie wierzyłam w Twoje gadanie o talentach i pasji. Stworzyłeś ze mnie niezłą wojowniczkę, Tatusiu. Walczę zawsze, nawet jeżeli to czasem nie jest właściwe. Tak jak mnie uczyłeś, nie wybieram tych najprostszych rozwiązań, bo wierzę, że trudniejszy szlak prowadzi do piękniejszych widoków i większego zadowolenia z siebie.

Kiedyś napiszę książkę, wybuduję dom w Twoim wymarzonym miejscu i stanę na norweskich fiordach, bo Córeczką Tatusia jest się całe życie, szczególnie kiedy ma się tak samo ciemne oczy jak On. 

Kocham Cię,
Twoja Córeczka

Popularne posty