O Bogowie!
Jeżeli myślałeś, że już nigdy nie zobaczysz dobrego, polskiego filmu - pora zmienić swoje nastawienie! Musisz tylko znaleźć najbliższe kino, wydać kilkanaście złotych na bilet i zasiąść wygodnie w kinowym fotelu. Po kilkunastu minutach reklam, zacznie wciągać Cię historia, która wydarzyła się naprawdę. I to nie za górami i lasami, a bardzo blisko Ciebie.
To nie będzie kolejna recenzja "Bogów". Nie będzie, bo nie jestem obiektywna i w kwestii filmów z pewnym panem aktorem, nigdy nie będę.
Były moje osiemnaste urodziny, których świętowanie trwało trzy dni, Szym zjawił się jak zwykle niespodziewanie. Wtedy pierwszy raz oficjalnie usłyszeliśmy o "Bogach". O filmie, który stał się wyzwaniem, ale i wielką szansą dla całej ekipy. O filmie, który w końcu miał pokazać polski sukces i utrzeć nosa polskiemu pesymizmowi.
Kiedy w piątek pierwszy raz zobaczyłam ekranizację historii "wariata ze skalpelem" , natychmiast przypomniały mi się pierwsze rozmowy na temat filmu, pierwsze obawy i ogromna presja, którą dało się odczuć. Pojawiły się też wspomnienia z cudownego Sosnowca, bo wnętrza szpitali, w których były kręcone sceny "Bogów" bardzo przypominało sosnowiecki moloch. Może za dużo czasu tam spędziłam, a może za długo przeżywam to, co wydarzyło się już dawno temu, ale gdyby każdy lekarz był choć w 20% taki jak profesor Religa, nie bałabym się o zdrowie i życie swoich najbliższych.
"Polak Polakowi nawet porażki zazdrości", "noc to normalny dzień pracy" czy (moje ulubione) "Tatuś wrócił" to teksty, które zostaną w naszym potocznym języku. I dobrze, bo "Bogowie" to filmu, który przejdzie do klasyki polskiej kinematografii.
Kto powinien zobaczyć ten film? Każdy. Niezależnie od wieku, poglądów czy zawodu. To historia o tym, że nie wolno się poddawać, że trzeba walczyć o to, na czym naprawdę Ci zależy. To w reszcie historia ludzi, którzy nawet w tak zakompleksionym kraju jak Polska, potrafili łamać stereotypy, wznieść bariery i działać.
Widziałam "Bogów" dwa razy, przede mną pewnie jeszcze setki projekcji. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi dane oglądać czyjąś drogę na aktorski szczyt, a mam ogromną nadzieję, że to właśnie się dzieje.
Nie jestem obiektywna, ale jestem dumna. Cholernie dumna.
PS Uwielbiam niespodzianki! :)
Były moje osiemnaste urodziny, których świętowanie trwało trzy dni, Szym zjawił się jak zwykle niespodziewanie. Wtedy pierwszy raz oficjalnie usłyszeliśmy o "Bogach". O filmie, który stał się wyzwaniem, ale i wielką szansą dla całej ekipy. O filmie, który w końcu miał pokazać polski sukces i utrzeć nosa polskiemu pesymizmowi.
Kiedy w piątek pierwszy raz zobaczyłam ekranizację historii "wariata ze skalpelem" , natychmiast przypomniały mi się pierwsze rozmowy na temat filmu, pierwsze obawy i ogromna presja, którą dało się odczuć. Pojawiły się też wspomnienia z cudownego Sosnowca, bo wnętrza szpitali, w których były kręcone sceny "Bogów" bardzo przypominało sosnowiecki moloch. Może za dużo czasu tam spędziłam, a może za długo przeżywam to, co wydarzyło się już dawno temu, ale gdyby każdy lekarz był choć w 20% taki jak profesor Religa, nie bałabym się o zdrowie i życie swoich najbliższych.
"Polak Polakowi nawet porażki zazdrości", "noc to normalny dzień pracy" czy (moje ulubione) "Tatuś wrócił" to teksty, które zostaną w naszym potocznym języku. I dobrze, bo "Bogowie" to filmu, który przejdzie do klasyki polskiej kinematografii.
Kto powinien zobaczyć ten film? Każdy. Niezależnie od wieku, poglądów czy zawodu. To historia o tym, że nie wolno się poddawać, że trzeba walczyć o to, na czym naprawdę Ci zależy. To w reszcie historia ludzi, którzy nawet w tak zakompleksionym kraju jak Polska, potrafili łamać stereotypy, wznieść bariery i działać.
Widziałam "Bogów" dwa razy, przede mną pewnie jeszcze setki projekcji. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi dane oglądać czyjąś drogę na aktorski szczyt, a mam ogromną nadzieję, że to właśnie się dzieje.
Nie jestem obiektywna, ale jestem dumna. Cholernie dumna.
PS Uwielbiam niespodzianki! :)