21

Co roku z okazji urodzin na niebie znajduję jedną spadającą gwiazdę. Lubię myśleć, że to taka jedna gwiazda tylko dla mnie. Jak dobra wróżka, która zaraz spełni moje najskrytsze marzenia. Co zabawne, bardzo często to robi. Może to tylko wiara w spełnianie marzeń przez Siły Wyższe, a może coś w tym jest. Jednak ostatni rok mojego krótkiego życia pokazał mi, jaką jestem szczęściarą. Także dzięki sobie. 





Pierwszy raz od dawna mój wieczny overthinking nie pomógł w znalezieniu rzeczy, które zmieniły się przez ostatni rok mojego życia. Może po prostu zawsze szukałam tych złych wydarzeń, z którymi w jakiś sposób musiałam walczyć? Nieważne czy była to śmierć bliskich, własna choroba czy szkoła. Zawsze potrafiłam znaleźć element, który nie pasował do szczęśliwego życia. A teraz? Teraz po prostu bawię się świetnie. I jak Ania Dąbrowska w swojej piosence: "ciągle chcę więcej".

W swoje osiemnaste urodziny obiecałam sobie, że za trzy lata, kiedy osiągnę pełnoletność już na całym świecie, będę o wiele silniejsza i ogarnięta. Z cudownym facetem u boku, spełnionymi marzeniami i fajną pracą. To był najtrudniejszy miesiąc w moim życiu. Wszystko co się wtedy działo, co siedziało w mojej głowie, było odpowiedzią na zmaterializowany lęk - śmierć Ojca. Nie myślałam racjonalnie, ale widzę to dopiero teraz. Moje osiemnastkowe marzenie także nie było zbyt realne. W końcu w wieku 21 lat można co najwyżej kończyć licencjata. Chyba lubię łamać konwenanse.

Nie jestem najpiękniejszą dziewczyną na świecie według wszelkich norm. Nie mam milionów na koncie. Mam za to świetnego faceta, kochanych przyjaciół i wspaniałą rodzinę. Dla nich jestem najpiękniejsza i najzdolniejsza. A gdybym musiała wskazać, czego nauczyłam się przez ostatni rok - właśnie doceniania tego, co się ma. I to nie w konwencji "bo nie wiesz, kiedy to stracisz", ale tej całkiem pozytywnej "bo możesz dzielić się szczęściem".

Kilka dni temu zaczęłam realizować swoje kolejne marzenie. Mogłabym czekać na spadającą gwiazdkę i liczyć na to, że siedząc na kanapie i rozpaczając, że nic się nie dzieje, nagle marzenie się spełni. Czasem wszystko trzeba wziąć w swoje ręce, a przynajmniej tą część, za którą jest się odpowiedzialnym. I odciąć się od tej części życia, która powstrzymuje przed dalszym rozwojem. Ja w jakimś stopniu to zrobiłam. Uwierzcie, bolało jak cholera, ale było warto.

Nauczyłam się pić szampana, głośno klnąć i barwnie żyć. Chciałabym tylko jeszcze wiedzieć, że to co robię ma sens. Ot, taki prezent dla samej siebie.

Mam 21 lat. Adele nagrała w tym wieku płytę, która dała jej ogromny sukces. Płyty pewnie nie nagram, ale może w końcu wezmę się w garść i spełnię inne marzenia. I będę pisać, bo ponoć ktoś lubi to czytać. A gdybym sama mogła złożyć sobie życzenia... Cóż, na pewno nie byłoby to klasyczne sto lat. Już rok temu pisałam, że wolę żyć krótko, ale intensywnie. I tego się trzymam. Krótko, intensywnie i z miłością. Ogromną dawką miłości. Może dlatego czasem olewam lekarzy i całą medycynę. Czas jest zbyt cenny, by marnować go na bezczynność w kolejkach.

Właśnie spadła...

Popularne posty