Jestem pro-life. Pro-MY-life. #CzarnyProtest
Kiedy pierwszy raz lecisz samolotem, z ciekawości zapoznajesz się ze wszelkimi broszurami, które są włożone w kieszeń przed siedzeniem. Poza reklamami, pięknymi obrazkami z dalekich krajów i papierową torebką „w razie czego”, jest instrukcja bezpieczeństwa. Punkt pierwszy – najpierw zadbaj o siebie, dopiero potem zajmij się kimś innym. To definicja postawy pro-life, o której wszyscy działacze straszący wyrzutami sumienia i wiecznym wygnaniem, chyba zapomnieli.
Kiedy
kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że nie będę miała
dzieci, bo każda ciąża w moim przypadku będzie cudem związanym z
zagrożeniem życia - przeżyłam szok. Może i nigdy nie chciałam
mieć dzieci, ale zawsze miałam wybór. Zaczęłam terapię
hormonalną, która miała choć trochę ogarnąć mój
rozwalony organizm. Chociaż lekarz stwierdził, że jego największym
sukcesem w karierze zawodowej będzie moje zajście w ciążę, zaraz
dodał: „Musi pani mieć świadomość, że jeżeli jakimś cudem
donosi pani ciążę, dziecko będzie chore.” A wszystko przez
leki, dzięki którym w końcu przestałam krwawić i tyć. W
Kościele Katolickim zaniedbywanie siebie i nie dbanie o swoje
zdrowie jest uznawane za grzech względem ciała, bo w konsekwencji
prowadzi do zabójstwa samego siebie. Może źle zrozumiałam lekcje
religii, na które uczęszczałam od piątego roku życia, ale
zadbałam o siebie. Grzechu nie popełniłam. Przynajmniej w moim
przekonaniu.
Wczoraj
wychodząc od Babci, zagorzałej katoliczki, słuchaczki Radia
Maryja, członkini Legionu Maryi i po prostu bardzo wierzącej osoby,
usłyszałam „idź dziecko protestować, bo twoje zdrowie jest
najważniejsze.” Wierzcie lub nie, ale Babcia była ostatnią
osobą, od której spodziewałam się takich słów. Aktualnie mój
wybór ogranicza się do tego czy cenię swoje życie czy skazuję
niepełnosprawne dziecko na życie bez matki.
Rozpatrzmy
obie opcje.
1. Życie
bez matki
Gdybym
wybrała dziecko, pewnie wszyscy działacze ruchów pro-life biliby
mi brawo, wynosili na ołtarze i pokazywali jako przykład dobrego
człowieka. „Patrzcie, patrzcie! Umarła dla swojego dziecka!”
Mogłabym pisać w ciąży listy do dziecka na każdy ważny
dzień jego życia, nagrywać filmy, starając się uśmiechać
przez łzy. Mogłabym liczyć na to, że ojciec, dziadkowie i ciotki
zapewnią mu wystarczająco dobry byt. I dobra, może nawet udałoby
mi się przeżyć poród, bo przecież cuda się zdarzają! Ja
przestałam w nie wierzyć jakieś trzy lata temu. Teraz wolę być
przygotowana na najgorszą wersję.
2. Moje
życie
Po
wielu przepłakanych nocach decyduję się na aborcję. Dla własnego
zdrowia, pro-my-life. Przepracowuje to z psychologiem, mam wsparcie
partnera, rodziny i przyjaciół. Przede wszystkim jednak, żyję
dalej. Zmagam się z kolejnymi problemami zdrowotnymi, ale wiem, że
zrobiłam wszystko, żeby ratować siebie. Tak jak w tym
samolocie – najpierw ratuje siebie, potem dopiero innych. Może
jestem egoistką, ale przynajmniej nie jestem samobójczynią.
Doskonale
wiem, że wiele kobiet decyduje się na ciążę pomimo tego, że
urodzą chore dzieci lub porób będzie zagrożeniem dla ich życia.
Najlepszym i najbardziej znanym przykładem jest Agata Mróz. Cudowna
siatkarka, którą sama uwielbiałam. I podziwiam ją. Cholernie ją
podziwiam, bo zaryzykowała. Miała w sobie tyle odwagi, by to
zrobić. Ale miała też wybór. Ja za chwilę tego wyboru mogę nie
mieć.
Jestem
Polką. Uwielbiam ten kraj, kocham mój Śląsk i chciałabym tutaj
mieszkać. Nie chcę uciekać dla własnego zdrowia i bezpieczeństwa.
W telewizji ciągle tylko uchodźcy, Smoleńsk i rolnicy szukający
żony. A co jeżeli pewnego dnia uciekać będę musiała ja? Nigdy
nie zapomnę rozmowy z pewnym Turkiem, który na codzień mieszka
w Sztokholmie. Jego rodzina, która wyznaje islam, ukamienowała jego
siostrę. Bo rozmawiała z turystą na ulicy. On uciekł do
Szwecji, nie utrzymuje kontaktu z rodziną, a w Allaha przestał
wierzyć patrząc na krwawiące ciało swojej siostry. „Wiesz,
każdy radykalizm jest zły. A w Twoim kraju zaczyna się dziać
coraz gorzej. Fanatyzm zawsze prosi się o ofiary.” - Od tej
rozmowy nie minął rok. Dziś wiem, że ofiarą będziemy
my, polskie kobiety.
Jest
XXI wiek, żyjemy w demokratycznym państwie, które jakimś cudem
ominął kryzys gospodarczy. Nie mamy na głowie uchodźców, a
nadmiar pieniędzy wydajemy na kościół i 500+. Wszystko fajnie,
ale w kraju, w którym premierem (przynajmniej teoretycznie) jest
kobieta, to właśnie nasze prawa powinny być windowane coraz to
wyżej.
Jeżeli
ktokolwiek chciał zniszczyć zaufanie ludzi do Kościoła, już nie
musi. Polski rząd robi to doskonale. Dodatkowo pozbawia podstawowych
praw kobiety, które są podwaliną całego tego systemu. Za silnymi
facetami stoją silne kobiety, nie koty. Kocham Polskę, jestem
wierząca, ale jestem też pro-life. Pro-my-life. I jeżeli
kiedykolwiek będę miała wybierać, wybiorę moje życie. Na
świecie jest wystarczająco dużo cierpiących dzieci, które potrzebują domu i miłości.