Ciało pozytywne
Raz do roku przychodzi moment walki w
głowach kobiet. Bo oto nastają wakacje. Moment, w którym „taki
mamy klimat” jest synonimem przeklinania upałów. Karetki jeżdżą
jak opętane, a lodziarnie zbijają miliony. Walka toczy się między
wygodą a oczekiwaniami społeczeństwa. Tymi, że lato to moment
pięknego, szczupłego ciała prosto z Photoshopa. W przeciwnym razie
upały należy spędzić w stroju dogodnym dla zakonnicy. Choć tym w
głębi serca zawsze lata współczułam. A może tak warto posłuchać
samej siebie?
Rok temu pierwszy raz po katastrofie
hormonalnej w swoim organizmie wyszłam na plażę w bikini. No
dobra, fatkini. Kupiłam je rok wcześniej, o ironio – w
Bielsku-Białej. Moja młodsza siostra błagała mnie, żebym w
ramach naszej wakacyjnej wycieczki do Stolicy Podbeskidzia poszła z
nią na basen. Jakimś cudem znalazłam strój w odpowiednim
rozmiarze, ale czy to sprawiło, że na basen poszłam z wakacyjną
beztroską? Skądże! Może opowiadam tę historię już kolejny raz.
Jednak jej morał jest tak brutalny, jak upadek Ruchu Chorzów.
Najbardziej krzywdzące dla kobiet
są... kobiety, a jakże! Tylko my potrafimy drugiej babie wbić
pazury nienawiści i zawiści tak głęboko, że przez przypadek może
stracić pewność siebie. Bo gdyby tak się zastanowić, dlaczego w
sumie nienawidzę pływać, obok zapalenia ucha po każdej wizycie na
basenie, pojawia się prosty powód – kompleksy z dzieciństwa.
Dzięki sterydom, które przyjmowałam na astmę, zaczęłam
dojrzewać o wiele szybciej. Moje piersi w wieku 11 lat były
rozmiaru biustu połowy nauczycielek w szkole. Dzięki temu byłam
nazywana świnią, krową i innymi ssakami, które możecie znaleźć
w swoich burgerach. Czy mówili to chłopcy? Ani razu. Zawsze
koleżanki, czasami popierane przez mamy.
strój - Ava Lingerie