Kim jesteś?
Tona
makijażu, kilka warstw lakieru do włosów połączonego z suchym
szamponem, (za)drogi ciuch i seksowne zdjęcie na Instagramie, które
z dobrym filtrem podziała lepiej (i szybciej) niż wizyta u chirurga
plastycznego lub długotrwała dieta. Wszyscy są piękni,
bogaci, młodzi i szczęśliwi. Istnieją różne osobowości,
ale w XXI wieku wszystkie łączy jedno – brak okazywania słabości,
przynajmniej tych prawdziwych.
Uwielbiam
makijaż. Po liczbie szminek w szafce, po którą musiałam wyciągnąć
swojego Ulubionego Kierowcę do Ikei powiedziałabym nawet, że
jestem od makijażu uzależniona. Malowałam się codziennie.
Baza, podkład, korektor pod oczy, korektor wyrównujący koloryt,
puder, cienie, tusz, szminka... Jessica Mercedes wcale nie
przesadzała z ilością warstw, które kobieta nakłada na siebie
każdego dnia. Panowie śmiejący się, że to szpachla lub tapeta
także mają rację. W końcu pod kilkoma milimetrami różnych
substancji stapiających się ze skórą kryje się ta prawdziwa
twarz. Taka, którą pokazujemy tylko nielicznym. Pozwalasz ją
zobaczyć dopiero gdy rano budzisz się koło kogoś kogo kochasz,
gdy dzieje się coś złego i przestajesz mieć siłę na cokolwiek,
gdy choroba zaczyna wygrywać z twoją psychiką lub gdy jest
całkiem normalnie, bo nie boimy się być sobą przy drugiej osobie.
Tylko co wtedy z perfekcją, za którą ciągle gonimy?
To
wcale nie pieniądze napędzają ciągły wyścig z czasem, ludźmi,
ale i swoimi własnymi możliwościami. To wyższa potrzeba
perfekcji, którą idealnie nakręcamy sami każdego dnia. Niby w
jaki sposób? Ano bardzo prosty. Na Facebooku z chęcią podzielisz
się informacją o zaręczynach, ale o rozstaniu już nie wspomnisz.
Na Instagramie pochwalisz się nową szminką, która pięknie
powiększa twoje usta, ale czy pochwalisz się kolejnym siniakiem
zafundowanym przez domowego kata? Czasem mam wrażenie, że w XXI
wieku na schizofrenie chorują nie tylko ludzie leczący się w
ośrodkach psychiatrycznych. Chorują wszyscy, którzy codziennie
korzystają z mediów społecznościowych.
Są
dwa rodzaje ludzi. Ci pierwsi nie pokażą swojej słabości, bo nie
chcą współczucia. W gruncie rzeczy mogą rozpadać się pod
skorupą stworzoną z uśmiechu, pomocy innym czy pracoholizmu.
Drudzy za to tą skorupę wykorzystują. Udają ofiary tylko po
to, by choć na chwilę skupić na sobie uwagę innych. Płaczą,
skomlą, hejtują, niszczą życie innym uważając, że ich
nieszczęście powinno świadczyć o nieszczęściu całego świata.
Jedni i drudzy mają wspólną cechę – nigdy, przenigdy nie pokażą
publicznie swojej prawdziwej słabości. Bo w końcu jakby to
wyglądało na tle szczęśliwych, pięknych znajomych, którzy
ciągle chwalą się swoim bogactwem w social media?!
Jakiś
czas temu sama dałam się wkręcić w tę spiralę. Pomimo
fizycznego rozpadania się, na Instagramie lądowało kolejne zdjęcie
z podróży, a Snap żył pięknymi sekundami spędzonymi z
przyjaciółmi i rodziną. Kilka tygodni później podczas kolejnej
bezsensownej kłótni usłyszałam, że przecież jestem już zdrowa,
szczęśliwa i mogłabym wrócić do pracy na pełnych obrotach. To
wszystko, co pojawiło się w Internecie było tylko małą częścią
tego, co działo się w moim życiu. Przecież nie mogłam pokazać
komuś swojej słabości! Ostatecznie regułę panującą w
social media zaczęłam przekładać na życie codzienne. Siła,
radość, ciągła praca, ogarnianie całego świata – jak
najbardziej! Chwila lęku, smutku, płacz – tylko i wyłącznie
wtedy, gdy nikt nie patrzy. Efekt? Gdy zaczęłam się rozpadać,
nawet ci najbliżsi nie mieli o tym pojęcia. Bo jak to tak?!
Agnieszka miałaby leżeć w łóżku zawinięta w ukochany
kocyk, płakać i nie widzieć sensu?! Przecież to
niemożliwe! Niemożliwe, bo od trzech lat to ja ogarniałam
wszystkich i zawsze byłam 'tą najsilniejszą'. Czasem jednak ci
najsilniejsi także potrzebują troski.
W
pierwszej klasie gimnazjum lekcje języka polskiego
rozpoczynają się od analizy obrazu Paula Gauguina. Sam
tytuł jest tematem lekcji, która trwa długie lata - „Skąd
przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?” Kiedy polonistka
zadaje pytanie „kim jesteście” w klasie zapada cisza. Ten sam
schemat panuje w codziennym życiu. Gdy zapytasz kogoś, kim jest
przez chwilę może mieć problem z odpowiedzią. A gdyby tak
sprawdzić kim jest po jego profilach na social media? Pewnie byłby
szczęśliwym, uśmiechniętym człowiekiem podróżującym po
świecie. Naprawdę mógłby się okazać załamanym
dwudziestolatkiem, który w podróżach szuka wytchnienia i ucieczki.
Sami
kreujemy swój wizerunek. „Jak nas widzą, tak nas piszą”. Niby
swoich słabych stron nie można pokazywać, ale czasem warto pozbyć
się tych kilku warstw maski choćby po to, by samemu nie zapomnieć,
kim jesteś. Z czasem sam możesz uwierzyć, że nie potrzebujesz pomocy, wsparcia, czasu dla siebie, przyjaciół, że jesteś szczęśliwy dbając o innych! Ja uwierzyłam. I gorzko tego pożałowałam.