Krótka historia body positive

fot. iStock/tachyglossus
 fot. iStock/tachyglossus






Jako mała dziewczynka dostałam najpiękniejszą lalkę Barbie. Miała brązowe włosy, bardzo ciemne oczy i ciemną karnację. Wyglądała dokładnie tak jak ja, przynajmniej w wieku siedmiu lat. Nie wiem, czy miało to wpływ na moją pewność siebie. Wiem jednak, że dzisiaj pięknej różowej królewnie potrzebne byłoby kilkadziesiąt kilogramów więcej, kilkanaście rozstępów, trochę cellulitu i wiedza, że pomimo odstawania od grupy rówieśniczej jest piękna. Być może jestem zbytnią optymistką, ale jednego jestem pewna – pozytywne nastawienie względem własnego ciała należy się każdemu.









W pewną sobotę do drzwi naszego 'ogromnego' mieszkania zaczęła się dobijać znajoma z dawnych lat. Po przedstawieniu swojej listy próśb i zażaleń do mamy, zaczęła wylewać potok słów w myśl świętej polskiej zasady „żyj życiem innych, bo twoje jest nudne”. Nagle padło pytanie o mnie: „a dlaczego Agnieszka tak przytyła? Pewnie problemy z tarczycą? A może ciąża? No bo przecież nie pozwoliłabyś jej się tak zapuścić!” Kilkanaście miesięcy temu po usłyszeniu takiego tekstu siadłabym w kącie i płakałabym co najmniej dwa dni. Wiem, opinie innych nic nie znaczą. Bądźmy jednak szczerzy, nikt nie lubi słuchać negatywnych komentarzy na swój temat. Niby wszyscy wiemy, że internetowy hejt to bezpodstawna zaraza, która rozprzestrzenia się z prędkością światła. I niby wiemy, że nie ma w tym ani grama prawdy o nas. Mogę jednak zagwarantować, że większości z was podniosłoby się ciśnienie czytając pod zdjęciem czy filmem, że wyglądacie „jak nadmuchana lala, nie mająca grama talentu.”

Wygląd ma dla ludzi ogromne znaczenie. W końcu jak nas widzą, tak nas piszą. Przez lata nie zmieniło się nic, no może poza faktem, że aktualnie wrzucamy do sieci średnio kilkanaście zdjęć miesięcznie. Wystawiamy się na krytykę, bardzo często licząc bardziej na pogłaskanie po głowie i krótki komentarz, że pięknie wyglądamy. Może trochę to wszystko zakłamane. Może faktycznie niepotrzebnie zasypujemy znajomych setkami zdjęć z wakacji, a w bardziej zaawansowanej wersji z sesji zdjęciowej. Może to egocentryzm w czystej postaci. Mam jednak wrażenie, że czasem dobrze przeczytać pozytywny komentarz na swój temat. Szczególnie wtedy, gdy same w lustrze widzimy wszystko, tylko nie swoje zalety.

Gdyby w jednym pokoju zebrać około dziesięciu kobiet, mogę się założyć, że kompleksów byłoby co najmniej trzy razy więcej niż pięknych dziewczyn. Jednej przeszkadzałby za mały biust, a drugiej wręcz przeciwnie – cycki, które wyglądają jakby przeszły co najmniej dwie operacje plastyczne. Znalazłyby się pewnie nieładne zęby i kilka wystających kości, choć może bardziej poprawnie byłoby powiedzieć 'wystających boczków'. Dziewczyny w moim rozmiarze (większe i mniejsze także) zawsze słyszą, że mają piękną buzię. Oczywiście jak na takie grubaski! Te chudsze pewnie dowiedzą się, że ich kości obojczykowe za bardzo wystają. I tak w koło Macieju, bo nikomu nie dogodzisz. Zawsze będzie cię za dużo lub za mało.

Jakiś czas temu kilkuletni chłopiec powiedział mi wprost, że jestem za gruba i on to by mnie takiej nie chciał. Kiedy ze spokojem i uśmiechem odpowiedziałam, że na szczęście jest ktoś, kto mnie chce, a w dodatku mnie kocha, mały chłopiec wpadł w stan totalnej konsternacji. „Ale kiedy mówię koleżankom, że są za chude lub za grube, siedzą i płaczą! Dlaczego pani tak powiedziała?!” Powiedziała, bo zna swoją wartość i dobrze wie, że wygląd to nie wszystko. Może jeszcze dlatego, że dobrze wie, że ma do zaoferowania coś więcej niż ładną buzię i kilka(naście) nadprogramowych kilogramów.

Body positive to jednak coś więcej od pocieszania biednych grubasek, bo taki jest właśnie stereotyp. Body positive to akceptacja i pozytywne podejście do swojego ciała, w każdym rozmiarze. To taka osobista terapia, w której pomagają miliony kobiet na całym świecie. Te w rozmiarze 0, ale także te w rozmiarze 56. Niepełnosprawne, te całkiem sprawne i te, które chcą wywołać uśmiech na czyjeś twarzy. Dla mnie zetknięcie z body positive to moment, w którym pomyślałam 'cholera, jestem piękna!'. Pewnie duże znaczenie miała także akceptacja przez Tego Jedynego, ale pozbycie się kompleksów to o wiele dłuższa droga. Pomimo tego, że kręta i bardzo wyboista, warta przejścia.

Niezależnie od wad, wagi, koloru skóry, blizn czy deformacji – każdy z nas jest piękny na swój sposób. I to właśnie na tym polega pozytywne nastawienie do swojego ciała. Nie na pocieszaniu smutnych grubasek. Może tak byłoby prościej, ale spójrzmy prawdzie w oczy – czy kiedykolwiek prosta i krótka droga była tą wartą przejścia?


Popularne posty