Święci balują w Niebie, po cmentarzach próżny wije się tłum

Jest taki dzień w roku, kiedy życie przenosi się w miejsce śmierci. Paradoksalnie najspokojniej jest wtedy tam, gdzie na co dzień przebywają setki zabieganych osób. Bo dedlajn, bo kolejny fakap, a do tego jeszcze matka czy babka dzwonią z kolejnymi pretensjami. W ten dzień bardziej niż codzienny dress code liczy się ilość i wielkość zniczy, cena wiązanki i niebotycznie wysokie szpilki, które utrudniają chodzenie po cmentarnych uliczkach. Nieważne! Najważniejsze, że ludzie wiedzą, jak dobrze nam się powodzi. Święto Wszystkich Świętych ponoć jest momentem zadumy. Szkoda tylko, że ta zaduma zaczyna wpadać w próżność.







Od małego najbardziej w Dniu Wszystkich Świętych fascynował mnie wieczór. Rodzice zabierali nas na rozświetlony tysiącami małych płomieni cmentarz. Było tam jakoś cieplej, przytulniej. Nie było w tym wszystkim historyjek o aniołkach czy domkach na chmurkach. Wręcz przeciwnie. Było wiele tęsknoty, nadziei i wiary. I prawda, że śmierć boli tylko tych, którzy zostali na ziemskim polu bitwy czy jak kto woli na drodze ku wieczności. Dzisiaj te wszystkie słowa brzmią jakby wypowiedziano je na odległej planecie. Takiej, na którą chce się wrócić i być. Jak w tej piosence, wrócić do momentu, w którym był szczęśliwy dom, złoty tron, a ojciec mówił, że Niebiosa mają plan.

Specjalnie wybrałam późną porę wycieczki na cmentarz. Chciałam uniknąć tłumów, gapiów i przekleństw co drugie słowo. Bo tu źle stoi znicz, tam zasłania krzyż, a te kwiatki to 'chyba z dupy żeś se wyciągnął!' To taka trochę przedświąteczna gorączka. Dokładnie ta sama, którą będziemy obserwować za półtora miesiąca przed Bożym Narodzeniem. Już przy bramie do nekropolii powitała mnie rozmowa bardziej przypominającą głębokie rozważania nad strojem na czerwony dywan. 'Bo ja nie wiem, czy ta czerwona garsonka będzie odpowiednia? A może lepiej założę ten płaszcz w panterkę i czarne kozaki? Baśka, no doradź coś!' Bo wiadomo, we Wszystkich Świętych wyglądać trzeba prawie tak samo dobrze jak we własnej trumnie. Inaczej ludzie pomyślą, że nam się nie powodzi. Jednak trzeb uważać, bo za dobre udawanie skończy się stwierdzeniem, że powodzi się nam aż za dobrze. Ot, problemy pierwszego świata.

Wszyscy zjeżdżają się do swoich rodzinnych domów. Wspomną nad grobami swoich zmarłych, wyznają wszelkie prawdy objawione, ale także te prawdy wiary, które przyjęli gdzieś tam przy chrzcie. W tym roku nad grobami na pewno pojawi się temat aborcji, eutanazji, ekshumacji i polityki, co to jednym bardzo odpowiada, a drugim wręcz przeciwnie. I jak zwykle usłyszymy, jak to wyrośliśmy, wydorośleliśmy, za to inni nie zestarzeli się wcale. Pewnie spotkamy kilku znajomych, dawno niewidzianą rodzinę... A to wszystko potrwa kilka chwil. Tak trochę na pokaz, bo przecież pokazać na cmentarzu się trzeba!

Wszyscy święci balują sobie w Niebie, a ich złoty kurz zamiast trochę nas uświęcać, połechcze trochę jeden z grzechów głównych. Parada próżności nie będzie miała bowiem końca. Przecież każdy chce dobrze wyglądać, pokazać jak bardzo pamięta o swoich zmarłych bliskich, trochę podkoloryzować swoje życie, żeby zaraz potem dodać 'ale ogólnie to ciężkie te czasy'. Bo przecież prawda jest przereklamowana! To wszystko trochę przypomina mi Walentynki. 14 lutego miłość jest na pokaz, na chwilę. Ceny słodyczy rosną dwukrotnie, na ulicach wszędzie serduszka i przypomnienie, żeby na pewno pamiętać o ukochanej osobie! Potem przychodzi luty piętnasty i już o miłości pamiętać nie musimy. 2-go listopada o zmarłych może jeszcze pamiętamy, ale trzeciego? Ceny zniczy i kwiatów drastycznie spadają, a stragany z ciastkami obok cmentarza po prostu znikają. I tak co roku.

W czasie tej samej wizyty na cmentarzu spotkałam kilka osób, które świeciło lampkę na grobie Taty. Nie rozpoznali mnie, na początku w ogóle nie zauważyli. Mówili między sobą, jak bardzo brakuje im Stefa na co dzień, bo do niego zawsze można było zadzwonić z każdą sprawą. A on? On jak to typowy Tata Stef, rzucał wszystko i pomagał. I wtedy w moich oczach pojawiła się łza, a w głowie ostatnie Święto Wszystkich Świętych.
Tata długo wpatrywał się w zaniedbany grób, na którym świeciła się tylko jedna lampka. 'Smutne to...' - rzuciłam. 'Smutne, ale pomnik buduje się wśród ludzi, będąc dobrym człowiekiem, a nie wydając tysiące na wielkie budowle na czyjąś cześć.' Tata wyciągnął z wielkiej reklamówki znicz. Zapalił go i położył obok większej lampki. 'Trzeba po prostu wziąć się do roboty i mieć w głowie to, czego nauczyli nas ci, którzy odeszli.'





Popularne posty